To była końcówka kwietnia tego roku. Zadzwoniła Kierowniczka Schroniska – “Mamy bardzo poranionego kota. Nie wiadomo co się stało. Nie wiadomo czy przeżyje”. Po pracy pojechałam Go zobaczyć. Zobaczyć Miłosza, bo tak dałam na imię poranionemu kotu. W króliczej klatce, na kwarantannie, zastałam kocią kulkę składającą się z ran i srebrnej, pręgowanej sierści. Kulkę chudą do granic możliwości.
Miłosza znaleziono przy drodze. Wyglądał jak potrącony. Rozległe rany na udzie, klatce piersiowej, pyszczku. Większość kociego ciałka pokryta była ranami. Część była świeża, część trochę już podgojona. Ludzie, którzy go znaleźli, zawieźli go do schroniskowego weterynarza. Po wstępnych oględzinach, padł wyrok – eutanazja. Ale pani weterynarz pomyślała i powiedziała Miłoszowi, że daje mu dobę. Dobę, na pokazanie czy chce żyć. I Miłosz pokazał, że chce. Rano wyglądał lepiej, lepiej chyba też się czuł. I tak został przewieziony do schroniska. Miłosz nie miał obrażeń typowych dla potrącenia samochodem – żadnych złamań, zwichnięć. Początkowa teza, że kota ktoś podpalił, też raczej była mylna, bo rany były bardzo dziwne. Co więcej, potrafiły zagoić się w dobę, ale też w tym samym czasie pojawiały się nowe. W międzyczasie intensywnie szukaliśmy dla Miłosza domu tymczasowego. Nasza zaprzyjaźniona Doktor nie dała się długo prosić. Przyjęła Miłosza do siebie.
W domu tymczasowym Miłosz okazał się przekochanym kotem. Kotem z bardzo dobrym humorem i … i wiecznym apetytem. Widać, że wie co to głód, wie co znaczy walka o jedzenie. Rany Miłosza okazały się wynikiem choroby – niedoczynności tarczycy. Tak więc Miłosz, z zaordynowanym już leczeniem, tyje sobie spokojnie na tymczasie. Leczenie Miłosza jest bardzo proste, przyjmuje tabletki z hormonem tarczycy i od czasu do czasu lek przeciwświądowy. Fakt faktem, Miłosz nigdy nie będzie zbytnio “wyjściowym” kotem. Tarczycowe rany potrafią nawracać, a gojące się ciałko i odrastająca sierść swędzą, co wywołuje odruch drapania. I tak, niekiedy pięknie już zagojone miejsca, Miłosz sam rozdrapuje sobie na nowo. Ale czy to, że ma łyse placki i łysawy ogonek ma odebrać mu prawo do posiadania domu? Tego jedynego, najlepszego, który będzie kochał mimo wszystko i po wsze czasy? Miłosz na pewno był kotem domowym, doskonale wie, co w domu do czego służy. Najprawdopodobniej ktoś go wyrzucił po tym, jak zaczął chorować. Po co leczyć? Łatwiej wyrzucić. Po dokładnych oględzinach można też przypuszczać, że Miłosz był potrącony przez samochód, ale udało mu się z tego wyjść cało.
Dla Miłosza szukamy bardzo dobrego domu. Domu, który pokocha go za to, jak wspaniałym jest kotem, mimo swojego wyglądu i mimo swojej choroby. Miłosz powinien mieć stałą opiekę dobrego weterynarza, ale jego leczenie, opieka nad nim, nie niesie ze sobą wysokich kosztów, czy też nakładu czasu i pracy.
Miłosz jest wykastrowany, zaszczepiony i odrobaczony. Jest kotem czystym i kuwetkowym. Ma w tej chwili około 3 lat.
Jeśli historia Miłosza chwyciła Cię za serce, jeśli możesz podarować mu prawdziwy dom, skontaktuj się ze nami. Prześlemy informacje o zasadach adopcji. Kocur przebywa na Śląsku, ale zawsze istnieje możliwość transportu w obrębie prawie całej Polski. W większości przypadków prosimy o zgodę na wizytę przed-adopcyjną.
Kontakt (najchętniej mailowy): Patrycja Kwiatkowska, mail: mailto:[email protected] , GG: 387777, tel. 505 127 519 (wieczorami i w weekendy) lub Hania Jaworska, mail: mailto:[email protected] , GG: 4690376,tel. 515 071 889.
Reklama: Kmieć-Kmietowicz Danuta, lek. stomatolog – stomatolog Gdynia
Tagi: warszawa